Chrześcijańska wizja choroby

Logo_MAW


Chrystus z matulą (naczyniem do badania moczu), drzeworyt, XVI w.

Chrystus z matulą (naczyniem do badania moczu), drzeworyt, XVI w.


„Wstań i idź, twoja wiara cię uzdrowiła” (Łk 17, 19).

Choroba stanowiła dla człowieka pierwotnego stan tajemny i niebezpieczny, przychodziła z nieznanego obszaru jako wynik ingerencji złych duchów bądź działania bogów zaniepokojonych ludzkimi występkami i grzechami, dlatego szamani podejmujący się ewentualnego wyleczenia „musieli” starać się nawiązać kontakt z pozaziemskimi bytami, by przebłagać je za winy chorego.

W antycznej Chaldei leczenie chorób powierzano szczególnej grupie kapłanów zwanych aszipu, którzy posługiwali się obrzędami przypominającymi spowiedź. W zabiegach tych wymieniano grzechy i przewinienia chorego odwołując się do litości bogów. W starożytnych Indiach pojmowano chorobę jako następstwo naruszenia ładu kosmicznego i moralnego wykroczenia przeciwko bogom. Wierzono, że zło czynione przez człowieka wywoływało cierpienie psychiczne i fizyczne przybierające postać różnych schorzeń. W starożytnej Grecji ludzi kalekich uważano za napiętnowanych przez bogów, a w chorobach widziano karę za grzech dotykającą pojedynczą jednostkę bądź całe pokolenia.

Z tej tradycji, ale w oparciu o Stary i Nowy Testament uformowało swój pogląd na temat choroby chrześcijaństwo. Bóg stworzył człowieka do szczęścia i choroba jako taka była w sprzeczności z Jego zamiarami, jednak pojawiła się na skutek grzechu pierwszych ludzi, którzy odsunęli od siebie piękno i dobro.

Stary Testament zalecał korzystanie z prostych leków i porad lekarzy, jednak nakazywał przede wszystkim powrócić do Boga – Największego z Lekarzy. Choroba zesłana na człowieka miała nawrócić go na drogę prawdy, dobra i miłosierdzia, uwrażliwiała na grzech i przestrzegała przed złem.

Zmartwychwstanie, olej na desce, XVII w., Muzeum Mikołaja Kopernika we Fromborku

Zmartwychwstanie, olej na desce, XVII w., Muzeum Mikołaja Kopernika we Fromborku

Nowy Testament skupia się na zagadnieniu choroby dzięki postaci Chrystusa wskrzeszającego oraz uleczającego chorych i kalekich (należeli do nich przede wszystkim paralitycy, niewidomi, głusi, głuchoniemi, epileptycy, trędowaci, chorzy na puchlinę i histerycy). Przez swoją śmierć Jezus odbudowywał przymierze z Bogiem zerwane przez człowieka, jednym ze znaków owego zerwania była właśnie choroba.

Ojcowie Kościoła określali Jezusa często mianem: CHRISTUS MEDICATOR, MAGNUS MEDICUS, OMNIPOTENS MEDICUS, MEDICUS ET SALVATOR NOSTER.

Chrystus uzdrawiający epileptyka, rysunek z XVIII w., Muzeum Mikołaja Kopernika we Fromborku

Chrystus uzdrawiający epileptyka, rysunek z XVIII w., Muzeum Mikołaja Kopernika we Fromborku

Najwięcej uwagi pojęciu Chrystusa Lekarza i tzw. boskiej medycynie poświęcił św. Augustyn, według którego Bóg tak jak profesjonalny medyk bywa okrutny, nacinając i ingerując w ciało nierzadko bardzo boleśnie. Pozwala człowiekowi cierpieć i tak samo jak lekarz kontroluje temperaturę przy wielkiej gorączce, ostatecznie zaś niszczy śmierć przez śmierć posługując się najlepszym z leków – Boską Mądrością. Zbawiciel to medicus humilis dający nowe życie, to jednocześnie wszechpotężny a zarazem pokorny lekarz skontrastowany z pysznym i kruchym człowiekiem.

Wiele medycznych metafor można również odnaleźć w kazaniach św. Wincentego Ferreriusza, według którego uleczanie duszy przebiegało w nader żmudnym medycznym procesie: przez wypocenie, przez wymioty, przez nacieranie, przez krwawienie, wypalenie, lewatywę, za pomocą snu, przez ćwiczenia i przez kąpiel.

1. Pocenie miało następować poprzez wylane łzy, „w ten sposób Chrystus -magnus practicus – wiele chorych dusz i grzechów leczy za pomocą skruchy łzami. Wówczas człowiek utwardza się w sobie pamięcią i wspomnieniem przeciw grzechom mówiąc: Ja nieszczęsny, tego dnia zrobiłem to, a tego tamto i płacze. Łzy skruchy są potem duszy; a taka jest ich cnota, że jedna kropla prawdziwej skruchy leczy duszę ze wszystkich ran śmiertelnych”.

2. Znaczenie wymiotów objaśniał św. Wincenty Ferreriusz następująco: „wiecie, że kiedy ktoś zje zbyt wiele i brzuch ma napchany, nie może strawić ani spać spokojnie, lecz trapi się tak, jakby przyjął napój trujący. Lekarstwem jest zwymiotować nadmiar, zanim dotrze do serca. Niczym innym jak zwróceniem niestrawionego pokarmu, który zalega brzuch sumienia, jest spowiedź. Człowiek łyka trucizny w ciągu roku, lekiem jest, aby wyrzygał je u stóp spowiednika. Udzielając rozgrzeszenia spowiednik trzyma za głowę i potem człowiek czuje się lekki. Tak jak wymioty z wielkim przychodzą trudem, bo brzuch jest ściśnięty, tak i spowiedź z trudem idzie [cum labore] z powodu wstydu z obmowy samego siebie”.

3. O wypalaniu pisał: „kiedy ktoś ciało ma zepsute, trzeba wypalić, tj. wydobyć nieczystość z kości rozpalonym żelazem. Bardzo to bolesne lekarstwo. Tym sposobem Chrystus leczy zepsutych i zatwardziałych w grzechu, którzy uparcie nie chcą się grzechów wyrzec i ze złego żywota się wyspowiadać. Jeśli takim powiedzieć:<<dlaczego się nie poprawicie?>> mówią: odejdź i tak będę zbawiony jako ty. Uparci są, lecz Chrystus żelazem, tj. cierpieniem, kruszy im nogę lub ramię albo ogniem św. Antoniego uderza. Wtedy nawracają się ku Bogu i spowiadają. To samo mówię o kobietach, kiedy ani kaznodzieja, ani spowiednik nie mogą sprawić, aby odrzuciły próżniactwa, owszem, pokazują publicznie piersi, ale Chrystus żelazem trądu lub innej choroby je leczy”.

Pojmując chorobę jako wynik kary za grzechy św. Wincenty Ferreriusz szczodrze szafował metaforyką medyczną, posługując się takimi pojęciami jak „maść modlitwy”, „sen kontemplacji” czy „lewatywa odpuszczenia win wypełniona trzema zbawiennymi substancjami: rozważaniem Męki Pańskiej, postawy Marii u krzyża oraz lekturą żywotów świętych męczenników”.

Św. Wincenty Ferreriusz zdawał sobie sprawę, że leczenie duszy nie jest zabiegiem prostym, wierzył jednak w moc najwyższego medyka:
„ludzie pełni odrazy, przeciwnie niż mąż roztropny, boją się często lekarstw, środków przeczyszczających albo pigułek i nie chcą ich przyjmować. Mądry lekarz okrywa lekarstwo miodem lub czymś dobrym, aby go nie poczuć i nie widzieć. Tak czyni Chrystus, optimus medicus, który w hostii skrywa swoje Ciało”.

Idea cudownego uleczania znajduje właściwe sobie miejsce w ikonografii – nie tylko w popularnych scenach testamentowych cudów leczniczych, ale również w ikonografii przedstawiającej Chrystusa w ujęciach religijno-moralizatorskich, posługujących się przedmiotami i atrybutami medycyny świeckiej.

Wstępem do niniejszej ikonografii stały się niemieckie i niderlandzkie drzeworyty z I ćwierci XVI wieku, ukazujące Chrystusa – lekarza z matulą – naczyniem do badania moczu. Jednocześnie mniej więcej w tym samym czasie powstaje pierwsze przedstawienie Chrystusa-aptekarza zasiadającego w aptece (chrześcijańskiej lecznicy) wypełnionej farmaceutykami cnót. Ten typ obrazów fundowanych głównie dla klasztorów, kościołów farnych, kaplic i aptek pełnił funkcję przedstawień budujących.